piątek, 24 września 2010

O wypalaczach i fajnych nastolatkach

Michał przywitał mnie jakoś tak z roztargnieniem. Miał zmarszczone czoło i widać było, że myślami jest bardzo daleko. 

-Byłem w Sanepidzie- odezwał się w końcu. – Niczego nie mogą zrobić. Dopóki to paskudztwo jest sprzedawane jako „produkt kolekcjonerski”, a nie spożywczy, Sanepid nie może tego zabronić. Kiedy tam wchodziłem, minął mnie jakiś prawnik. Był w Sanepidzie w tej samej sprawie...

Kiwnęłam głową z rezygnacją. W naszym mieście powstaje sklep z dopalaczami, coraz więcej młodych ludzi truje się tym świństwem, a prawo jest bezradne…

O dopalaczach wiele się ostatnio mówi (zastanawiam się, czy ten szum dookoła nich nie jest dodatkową reklamą…). Są to mieszanki różnych substancji chemicznych o silnym działaniu odurzającym. Sprzedawane są legalnie, choć według oficjalnej wersji przeznaczone są do zbierania, kolekcjonowania, a nie do zażycia. Absurd! Młodzież się cieszy- można legalnie kupić substancje o działaniu narkotyków i nikt nawet nie sprawdzi dowodu. Można „mieć fazkę na legalu”. Nie trzeba zadawać się z dealerami „prawdziwych” narkotyków i ryzykować przyłapania przez policję, skoro prawie za każdym rokiem jest sklep z legalnymi substancjami o podobnym działaniu. I to czynny dłużej, niż piekarnia, czy apteka…

Rodzice i lekarze załamują ręce. Nikt nie łudzi się, że młodzi wkładają dopalacze do klaserów, lub układają w kolekcjonerskich gablotkach. Usłużni sprzedawcy chętnie objaśniają, jak te „kolekcjonerskie cacka” zażyć i jaka „faza” może po nich być. Nie mają prawa udzielać takich informacji, ale robią to. W wyniku tego na szpitalne odziały toksykologiczne trafia coraz więcej młodych ludzi silnie zatrutych dopalaczami. Podniesione ciśnienie i tętno, migotanie komór serca, mózg i wątroba uszkodzone silną chemią. A miało być tylko fajnie, miała być zabawa… Lekarze bywają bezradni, no bo jak tu odtruć kogoś, skoro nie wiadomo CZYM się zatruł? Na opakowaniach dopalaczy nie ma podanego składu chemicznego. Dokładne testy stosowane w szpitalach z łatwością wykryją alkohol, amfetaminę i inne paskudztwa, ale nie radzą sobie z tajemniczymi dopalaczami. Wzory chemiczne dopalaczy są skomplikowane, a jeśli jakaś substancja zostaje zabroniona przez prawo, wystarczy minimalnie zmienić ten wzór, aby otrzymać substancję dozwoloną przez zapisy prawne, mającą podobne działanie i… nieznaną lekarzom. W efekcie coraz więcej amatorów dopalaczy umiera, lub bardzo długo walczy o życie na szpitalnych oddziałach.

„Właściwie, to czym ja się przejmuję? Przecież to nie moja sprawa. MNIE to nie dotyczy”- przeszło mi przez myśl. To fakt, nie dotyczy mnie. Ale być może tylko dlatego, że kilka lat temu, gdy sama byłam zbuntowaną nastolatką w glanach, dopalaczy jeszcze nie było na polskim rynku. Z buntu i niemądrych przygód już wyrosłam. Problem dopalaczy nie dotyka bezpośrednio mnie, ale przecież może dotknąć moich młodszych kuzynów, kolegów… Wbrew pozorom używki- alkohol, narkotyki, dopalacze- to nie problem zdegenerowanych, do szpiku kości złych małolatów (z resztą czy można o kimkolwiek powiedzieć, że jest zły?). Nie. Najczęściej po takie „ulepszacze życia” sięgają jednostki inteligentne i wrażliwe. Gdy się ma kilkanaście lat łatwo jest zrobić głupotę, nawet, jeśli jest się mądrym, dobrym człowiekiem. Bo potrzeba akceptacji grupy jest tak silna, że robi się to samo, co inni. Nawet popadając w brawurę… Bo tkwią w nich tak silne zranienia, że nie potrafią sobie z nimi poradzić bez odpowiedniej pomocy i ból zagłuszają używkami. Bo rodzi się zupełnie normalny, naturalny (w tym okresie życia) bunt przeciwko światu- nikt ich nie rozumie, cały świat nie rozumie, dlatego trzeba robić światu na przekór… Różnie to bywa. Czasami z takich powodów fajne, mądre dzieciaki ładują się w kłopoty i uzależnienia. Mamy tendencję, by osoby uzależnione traktować jak gorsze, niegodne szacunku. Uzależnienie, to społeczny stygmat- łatka ćpuna, czy pijaka czyni młodego człowieka niemal trędowatym w społeczeństwie… I takim to sposobem wiele bardzo fajnych małolatów stacza się na dno. 

Tak, to jest moja sprawa. Sama kiedyś byłam nastolatką, a w przyszłości- przy odrobinie szczęścia- będę mamą fajnych nastolatków. Nie chcę, żeby młodzi  ludzie marnowali się przez takie świństwa, jak dopalacze, nie chcę, żeby moje dzieci miały do nich łatwy dostęp.

Na myśl o tym aż przeszły mnie ciarki.

-Petycja do prezydenta miasta chyba niewiele tu zmieni, prawda?- spojrzałam na Michała bez większej nadziei.

-Raczej tak. Myślę, że niewiele da- przyznał z troską.

-No ale przynajmniej wyraziłaby ona głośno sprzeciw ludzi. Zawsze to coś…

Długo rozmawialiśmy na ten temat. Tak po ludzku nic nie można zrobić. Nasi przyjaciele i znajomi, a także ludzie w innych miastach Polski, próbują inaczej- modlą się. I to jest chyba najlepsze wyjście. My też będziemy.