piątek, 11 czerwca 2010

Aparat do naświetlania marzeń

     Nie tak dawno narzekałam na zimno i złą pogodę, a tu- zupełnie nagle- zaczęły się upały. Słońce przypieka, ozłaca skórę i sprawia, że nie chce mi się przesiadywać nad książkami (a właściwe, to kiedy mi się chciało?). Rada, nie rada biorę jednak książki na balkon i wyciągając się wygodnie na słońcu, pracuję ile mogę. 

     Wysilam się intensywnie nad moją pracą magisterską. Muszę co prawda oddać ją dopiero za rok w maju. Umówiłam się jednak z moją kochaną promotorką, że oddam pracę już jesienią, aby jak najszybciej "oszlifować" ją, potem obronić i bez zwłoki rozpocząć inne- wymarzone od lat- studia.

     Kiedy byłam małą dziewczynką, wydawało mi się, że spełnianie marzeń, to sprawa magiczna. Myślałam, że w życiu, jak w baśniach zjawiają się po prostu zaczarowane postacie- Mikołaj, Wróżka Zębuszka, ewentualnie inne wróżki- i spełniają marzenia. Bo przecież to, o czym śniłam, na przykład domek dla lalek- dostawałam zazwyczaj nagle, niespodziewanie. 

    Dopiero z czasem, gdy troszkę podrosłam i zaczęłam marzyć o czymś więcej, niż tylko o książkach, sukienkach i zabawkach, przekonałam się, że marzenia nie spełniają się nagle. Ich spełnienie trzeba sobie zaplanować i konsekwentnie do niego dążyć, nie szczędząc pracy i wysiłków. Należy też liczyć się z tym, że czasami wysiłki te mogą nie przynieść pożądanych efektów. Coś może nie wyjść, a wtedy trzeba się pozbierać, zacisnąć zęby i zacząć od nowa. 

    Tak przecież było całkiem niedawno ze mną. Wymarzone studia miałam rozpocząć już w październiku tego roku, studiując dwa kierunki jednocześnie. Żeby jednak dziekan wyraził na to zgodę, musiałabym uzyskać wysoką średnią. Starałam się o to bardzo, gdy nagle jednego wieczoru, jeden nieostrożny krok pomieszał wszystko. Nabawiłam się kontuzji i w dniu, gdy moje koleżanki zdawały ważny egzamin, ja spałam błogo na sali operacyjnej. Długie miesiące powrotu do zdrowia uprzytomniły mi, że wszystkie moje plany muszę odłożyć na następny rok, a wszystkie starania- zacząć od nowa. 

     Wylegując się z książką na słonku i opiekając swoje blade kończyny, pomyślałam sobie, że najpiękniejsze marzenia są troszkę podobne do fotografii z aparatu otworkowego. Mój kolega, Piotr, miłośnik i adept fotografii, pokazywał mi nieraz takie aparaty. Są to światłoszczelne pudełka posiadające malutki otworek i mieszczące w środku negatyw, lub papier światłoczuły. Przez otworek wpada do wnętrza aparatu światło, które naświetla negatyw i utrwala obraz. Czas naświetlania bywa różny, czasami jest to kilka dni, a nawet kilka miesięcy. Trzeba się trochę postarać, aby wykonać taki aparat, a potem trzeba bardzo cierpliwie czekać na efekt. Tak samo jest z marzeniami- nie ma niczego nagle, magicznie i od razu. Najpiękniejsze marzenia mają zawsze długi czas naświetlania. Tylko te błahe i liche można spełnić od razu, bez większych starań. Pstryk i już- jak fotografie cyfrowe...

1 komentarz:

Kkira pisze...

tak tak a to czekanie chartuje cierpliwosc i wytrwalosc , az latami przychodzi wyczucie tego momentu^^