czwartek, 7 października 2010

Dlaczego płyniemy pod prąd?

Zaczęło się od przyjaźni. Takiej pięknej. Od poczucia wzajemnej i bezwarunkowej akceptacji. Od obustronnego poznania swoich wad, słabości i przyjęcia ich tak po prostu, ze zrozumieniem i szacunkiem. Zaczęło się od długich rozmów, szczerości, wspólnej modlitwy. Od wzajemnego wsparcia i ciepła. Później był pierwszy pocałunek, słowo „kocham” wyszeptane po raz pierwszy... Dalej złoty pierścionek i to ważne pytanie: „Czy chcesz zostać ze mną na zawsze?”.

Teraz przygotowujemy się powolutku do małżeństwa. Finansowo, materialnie, ale przede wszystkim duchowo. Dla nas okres narzeczeństwa, to piękny czas. Nasza przyjaźń pogłębia się, więź się umacnia… Dlatego dziwi nas, że od naszych bliskich słyszymy często jedno złote zdanie: „No, ale skoro wy ze sobą już tak NA POWAŻNIE, to chyba stosujecie jakąś antykoncepcję, co?”. Pytanie to zadają zupełnie naturalnie, jakby to było całkiem oczywiste, że dwoje zakochanych ludzi po prostu MUSI chodzić ze sobą do łóżka. Wytworzył się w nich dziwny, bardzo kaleki skrót myślowy: związek jest równoznaczny z seksem i antykoncepcją.  Skrót ten nie jest z resztą jedynie domeną  naszych bliskich. Jest to myślenie do tego stopnia powszechne, że mottem naszych czasów można by uczynić słowa Alberto Sordiego: „Gdy mężczyzna prosi dziś o rękę kobiety, to znaczy, że resztę miał już wcześniej”. Właściwie nikt już nie wierzy w to, że mogłoby być inaczej…

Ale my chcemy inaczej- bez seksu przedmałżeńskiego. Niewspółcześnie, niemodne, wbrew temu, co wypisują kolorowe periodyki. Niektórzy śmieją się-nie wytrzymacie, to niemożliwe, wbrew naturze. Bez sensu.  Nie da się wytrwać w takim postanowieniu.

Według nas- da się. Oczywiście, mój przyszły mąż jest dla mnie atrakcyjny fizycznie i bardzo mnie pociąga. Martwiłabym się, gdyby było inaczej. To by oznaczało, że albo ze mną, albo z naszą relacją coś jest nie w porządku. Są więc pragnienia- naturalne, zdrowe, normalne- ale jest też rozum, który te pragnienia kontroluje. Nie jestem zwierzęciem, które bezrefleksyjne zaspokaja popędy.

Niektórzy pytają: po co?! Powodów jest wiele. Długo by tłumaczyć. Wstrzymujemy się po to, żeby teraz, przed ślubem nauczyć się wierności i wzajemnego szacunku. Po to, żeby później ofiarować sobie wzajemnie najbardziej wyjątkowy prezent ślubny- samych siebie. Poza tym, takie „sprawdzanie się” przed ślubem jest bardzo przedmiotowym traktowaniem bliskiej osoby. Jak branie na jazdę próbną kupowanego właśnie samochodu. A my nie chcemy traktować się przedmiotowo. Argumentów popierających nasz wybór- archaiczny i niewiarygodny- jest jeszcze wiele. Ale dla mnie, jako pedagoga szczególnie ważny jest jeden- troska o nasze przyszłe dzieci. Ktoś mógłby zapytać, co to ma do rzeczy? Jaki związek ma wstrzemięźliwość seksualna z dobrem dziecka? A ma i to bardzo duży.

Jest w psychologii i pedagogice prenatalnej pewne zagadnienie- bardzo ważne, choć media milczą o nim uparcie. Tym zagadnieniem jest podstawowa ufność.

 Gdy w ciele kobiety zaczyna rozwijać się dziecko, już na samym początku, zanim jeszcze zaczyna ono myśleć i rozumieć, zanim pojawią się jego pierwsze fale mózgowe, ciałko dziecka już zaczyna odczuwać. Gdy dziecko jest jeszcze malutkim zlepkiem komórek, podobnym ni to do embrionu kury, ni to zarodka królika, już odczuwa. To, czego doświadcza w tym okresie życia, ma duży wpływ na to, jak ukształtuje się jego system nerwowy, a co za tym idzie- na kondycję psychiczną w przyszłości. Dziecko, które od samego początku jest chciane, kochane, którego pojawienie się jest związane z radością, ma duże szanse na to, że będzie ufne, spokojne, pogodne, będzie miało wiarę w siebie. Jego maleńki, kiełkujący dopiero system nerwowy jest kształtowany przez pozytywne bodźce.  Już na starcie dostaje od rodziców wspaniałe wyposażenie na przyszłość. I odwrotnie, dzieciątko nieplanowane, niechciane, niekochane, witane z gniewem i stresem, prawdopodobnie będzie nerwowe i nieufne. Jego system nerwowy od początku jest bombardowany paskudnymi odczuciami.

Proszę więc teraz wyobrazić sobie parę, która stosuje antykoncepcję i absolutnie nie jest gotowa na przyjęcie dziecka. Pewnego dnia antykoncepcja zawodzi- to się przecież zdarza- i poczyna się dziecko. Rodzice denerwują się, martwią. Zadają sobie gorączkowe pytania: co dalej, jak sobie poradzimy? Usunąć, nie usunąć? Jest duży stres. Nikt się nie cieszy, nie mówi z radością: „Witaj w naszym życiu, kochanie!”. To maleństwo od samego początku jest traktowane z wrogością. Jakie warunki rozwoju ma ten nieszczęsny maluszek?

Razem z moim mężczyzną postanowiliśmy zgodnie: nie chcemy naszym dzieciom fundować takich złych początków.  Chcemy przyjąć je z radością- w odpowiednim czasie.

Nasi bliscy mogą się śmiać, stukać w czoło, dawać „dobre” rady. Dla nas to nie istotne. Wiemy, że nas wybór jest rozsądny. I kropka.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pan Bóg pisze przepiękną historię, a będzie nią Twoje hmm Wasze życie.
Czasem Go nie rozumiemy, ale wie co dla nas będzie najlepszym.
Ogromnie się cieszę.

Kasia pisze...

Zgadzam się w 100% i z Alą i z moim anonimowym przedmówcą ;)

Synhro Makes pisze...

zdecydowanie moge zapewnic iz boga nie ma ja również zjawisk paranolmalnych, ufo itp wymysłów ludzkiem wyobraźni na miare zapotrzebowań jednostek

Anonimowy pisze...

jest tak dlatego ze geneza problemu wziela sie z glupoty- gdyby nie mozna byloby sie zrzec praw do dziecka pod pozorem"bo tam bedzie mialo lepiej" to dzieci umieralyby zabite przez matki, i wtedy taka delikwentke moznaby wsadzic wraz z reproduktorem do wiezienia albo od razu skazac na kare smierci. dzieki temu ludzie nauczyliby sie odpowiedzialnosci.

a co do tego zwiazku to domyslam sie ze nie bedziesz miec juz czasu na dawnych znajomych=nie masz .

Alicja pisze...

Po pierwsze- nie lubię anonimowych komentarzy. Jeśli już ktoś chce wyrażać swoje zdanie, to niech ma odwagę się do tego zdania przyznawać. Po drugie- Piotrze nie możesz udowodnić mi, że Boga nie ma. A skoro nie jesteś w stanie mi tego udowodnić, to bądź łaskaw nie wyrażać z taką pewnością tej opinii.
Po trzecie- nie wiem, kto twierdzi, że nie mam czasu dla dawnych znajomych, ale ja ten czas mam. Nie tyle co kiedyś, ale mam. Dla tych, którzy mają czas dla mnie i o mnie pamiętają.