środa, 12 maja 2010

"Kochać, czego znieść nie sposób"

"Więcej się do ciebie nie odezwę"- warknęła. Przybrała obrażoną minę i skrzyżowała ręce na piersi, przez co atmosfera przy stole zgęstniała. Wzruszyłam tylko ramionami. Powinnam się bardziej przejąć, ale tak to już jest z ludzką psychiką, że uodparnia się i przestaje reagować na bodziec, który powtarza się zbyt często. A Ona często się tak obraża. 

Dopiero po kolacji, gdy wyszłam na spacer, a napięcie opadło, dopadł mnie kac moralny.  Sprawiłam komuś przykrość. Może powinnam być dla niej łagodniejsza? A może jednak nie? Przecież ktoś musi w końcu stawić jej czoła, pokazać, że nie ma prawa terroryzować wszystkich tym jednym zdaniem: "Nie odzywam się".

Uf... Czasami wydaje mi się, że funkcjonowanie w bliskich relacjach z ludźmi, to istny poligon. Łatwo wdepnąć na minę i wybuchnąć. Łatwo też oberwać emocjonalnym granatem... W takich chwilach rodzi się pokusa, aby na ten poligon w ogóle nie wchodzić. Aby wybudować mur między ludźmi, a sobą i nie pozwalać na zacieśnianie więzi. Wtedy nikt mnie nie zrani, nie wyprowadzi z równowagi. Niestety- człowiek to istota społeczna (wiem, to banalne i mało odkrywcze, ale jednak prawdziwe). Budowanie takich murów grozi emocjonalną śmiercią. Co więc zrobić, aby nie dać się wpuścić na pole minowe, ani też nie budować Chińskiego Muru?

Zdaje się, że najlepszym rozwiązaniem jest nauczyć się dawać i przyjmować. Dawać to, co w nas najlepsze. Przyjmować nie znaczy "brać", przybierać postawę roszczeniową i nastawiać się na korzyści.  Przyjmować, czyli "akceptować".  Być otwartym na człowieka takim, jakim jest. Bez ocen i sądów. Przyjmować bezwarunkowo, nie za coś, nie w nagrodę za zalety, ale mimo wszystko. Razem z wadami i słabościami. Cierpliwie słuchać, nie krytykować, nie oburzać się, nie pluć jadem. "Kochać, czego znieść nie sposób" (ks Jan Twardowski).

Ładnie to wygląda w teorii, na piśmie. Ale jak to jest z praktyką? Ha, tu jest trudniej. Akceptacja drugiego człowieka wymaga intensywnej pracy nad samym sobą. Mogę dać drugiemu tylko to, co sama mam w sobie. Mogę ofiarować miłość i akceptację tylko, jeśli kocham i akceptuję siebie. Uczę się tego codziennie, krok za krokiem, z oślim uporem. I chyba nawet jakoś tam mi wychodzi. 

Dziwnym zrządzeniem losu prawie codziennie spotykam bardzo różnych ludzi: takich, którzy złym słowem, lekceważeniem, lub postawą wyższości ranią innych. Nieraz też alkoholików, przestępców, przeróżnych "odmieńców", ludzi z sekt, satanistów. Staram się patrzeć w głąb i dostrzegam, że robią okropne rzeczy, bo są nieszczęśliwi. Jak delikatne jeże, które w obronie wystawiają kolce. A zatem jeszcze bardziej potrzebują akceptacji. Słucham więc uważnie, otwieram serce i ramiona, parzę herbatę... Zwykle w takich ludziach pękają lody i ukazuje się ludzka strona.

A jednak jestem tylko człowiekiem. Niedoskonałym, dalekim od świętości. Miewam gorsze dni. Czasami brak mi serca, cierpliwości, wyrozumiałości. Wtedy fukam szorstko, narzekam. Bywam chłodna i niemiła. 

Wtedy, przy kolacji do Niej też już zabrakło mi cierpliwości. Sprzeciwiłam jej się dość szorstko. Obraziła się. Obiecała, że nigdy więcej się nie odezwie. Chciałam jej odpowiedzieć: "To nie! W końcu będę miała spokój!". Ale ugryzłam się w język, a teraz myślę sobie, że lepiej zaryzykować kolejną sprzeczkę, kolejne zranienie i kochać dalej. Kto nie ryzykuje, ten nic nie ma ;)

Boże

Boże którego nie widzę a kiedyś zobaczę przychodzę bezrobotny przystaję w ogonku i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę                                                                ks Jan Twardowski

3 komentarze:

Synhro Makes pisze...

"Obraziła się. Obiecała, że nigdy więcej się nie odezwie. Chciałam jej odpowiedzieć: "To nie! W końcu będę miała spokój!". Ale ugryzłam się w język, a teraz myślę sobie, że lepiej zaryzykować kolejną sprzeczkę, kolejne zranienie i kochać dalej. Kto nie ryzykuje, ten nic nie ma ;)"

czyli jak ktos mowi cos co nas rani to mamy to dlasiebie zatrzymac? czy lepiej powiedziec ze to bolalo ryzykujac klotnie?

Alicja pisze...

Zawsze lepiej powiedzieć. Z niedomówień nigdy nie wychodzi nic dobrego. Ale ważne jest, żeby powiedzieć to spokojnie, a nie tak pod wpływem gwałtownych emocji...

Synhro Makes pisze...

^_^